Komiksowe duety złożone ze scenarzysty i artysty znane są nie od dziś, by wspomnieć chociażby twórcę słynnego „American Splendor”, Harveya Pakara i rysownika Roberta Crumba. Akurat w przypadku tej pary współpraca ze scenarzystą komiksowym okazała się czymś szczególnym – fakt, że Crumb zamieszkał nieopodal Pekara, panowie się poznali, a Pekar mógł obserwować pracę sąsiada sprawił, że w ogóle spróbował swoich sił w komiksie. Pekar tworzył scenariusze, Crumb, autor słynnego komiksu dla dorosłych o kocie Fritzu, przeniósł je na papier.
Także charakter „American Splendor” to poniekąd inicjatywa Crumba, który namówił przyjaciela do stworzenia refleksyjnej, ale codziennej i dalekiej od moralizatorskiego tonu autobiografii. W ten sposób współpraca ze scenarzystą komiksowym przyczyniła się do powstania zupełnie nowego nurtu, bliskiego amerykańskiej powieści realistycznej. Pekar obsesyjnie dążył do przedstawiania pełnej faktów rzeczywistości i taki był też jego „American Splendor” – każda historia to zanurzenie się w wyimek czyjegoś życia. Umiał to zrobić wciągająco, choć wcale nie zapraszał czytelnika do świata grozy czy alternatywnej fantastycznej rzeczywistości.
Dlaczego aż tyle miejsca poświęcamy kooperacji Pekara i Crumba? Przede wszystkim dlatego, że to znakomity przykład współpracy pomiędzy rysownikiem a scenarzystą komiksowym. Ale ta współpraca nie zawsze musi opierać się na koleżeńskiej relacji – sam Pekar do zilustrowania kolejnych opowieści „American Splendor” miał szukać rysowników w mało subtelny sposób: obdzwaniając ich i molestując tak długo, aż zgodzili się zilustrować następną historię. Czy jest to dobra metoda – nie nam oceniać. Choć dziś zamiast telefonu znacznie bardziej przydadzą się zapewne social media. Od zachęcania do zamęczania wiadomościami jesteśmy dalecy, ale rzeczywiście on-line można relatywnie łatwo znaleźć kontakt do artystów, rysujących komiksy. Jeśli rozmowy potoczą się dobrze, obu stronom spodoba się opowiadana historia, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby doszło do porozumienia.
Taki komiks tworzony we współpracy ze scenarzystą komiksowym stanowi jednak swego rodzaju wyzwanie. W świecie komiksu nie brakuje bowiem twórców, którzy w swoich dziełach odpowiadają zarówno za warstwę wizualną, jak i fabułę. Wówczas, wiadomo, sprawa jest prosta, ponieważ artysta dobrze wie, co i w jaki sposób chciał pokazać. Inaczej rzecz się ma, kiedy rysownik przenosi na papier czy płótno wizję autora scenariusza. Wówczas najważniejsza we współpracy ze scenarzystą komiksowym jest klarowna komunikacja. Bez niej obie strony szybko się zapętlą, będą niezadowolone z efektów, a finalnie sfrustrowane.
Dlatego warto pamiętać, że na początku wspólnej pracy trzeba poczynić pewne ustalenia, dotyczące między innymi tego, jak będzie wyglądał scenariusz, a więc czy na przykład w pierwszej fazie powstanie opowiadanie, a dopiero ono zostanie rozpisane w postaci skryptu albo scenariusza do komiksu. Ważne jest też, w jaki sposób autor zapisze techniczne wskazówki dla rysownika lub czy podział na sceny i kadry będzie leżał po stronie scenarzysty komiksowego, czy też dokonany zostanie w kooperacji. Jeśli scenarzysta przeznacza dla rysownika didaskalia oraz komentarze, ten od razu powinien o tym wiedzieć, żeby jak najlepiej wczuć się w samą historię, a przy okazji poznać intencje autora. Także w przypadku, kiedy scenarzysta komiksowy zaplanował któryś z kadrów lub ich serię w szczególny sposób, na przykład jako trzy następujące po sobie dynamiczne, pionowe ramki, musi znaleźć metodę jasnego przekazania rysownikowi wizji z własnej głowy. My z doświadczenia polecamy właśnie komentarze plus jasny zapis w danym miejscu tekstu w charakterze didaskaliów. Dobrze sprawdza się w tym przypadku system znakowania kolorami tekstów, w których znajdują się wskazówki dla rysownika – wówczas jego oko szybko odnajdzie niezbędne informacje, a oczekiwania scenarzysty nie rozminą się z wykonaniem.
Niestety (a może na szczęście?) nie podamy gotowych rozwiązań i jednej słusznej ścieżki współpracy ze scenarzystą komiksowym. To zawsze relacja dwóch indywidualności o artystycznym zacięciu, zatem zrozumiałe, że każdy taki komiksowy duet może pracować na osobniczych zasadach. Bywają bowiem scenarzyści, którzy poprzestają na skrypcie, bywają tacy, którzy nie tylko rozpisują w scenariuszu najdrobniejsze szczegóły, ale także zdarza im się poczynić surowe szkice. Rysownicy także pracują rozmaicie – niektórzy biorą skrypt czy scenariusz na dłuższy czas, aby wrócić z kompletnym dziełem. Inni są ze scenarzystą w stałym kontakcie, dopytują o szczegóły, uzgadniają najmniejsze detale. Styl współpracy zależy od osobowości i żaden nie jest gorszy od drugiego. Najważniejsze jest, aby się sprawdzał, a finalnie prowadził do stworzenia komiksu zgodnego z zamierzeniami autora.
Wspominaliśmy już, że wielu rysowników decyduje się na samodzielną pracę nad komiksami, tworząc zarówno ilustrację, jak i całą przedstawioną historię. Z jakim skutkiem? Różnym. Bywa naprawdę dobrze, zwłaszcza wówczas, kiedy rysunki są na takim poziomie, że czytelnik i tak nie zwróci szczególnej uwagi na średniej jakości fabułę, by wspomnieć dzieła Erica Powella. Bo też od komiksu nie wymaga się poziomu światowej klasy dzieła fabularnego, komiks to fuzja literatury i sztuk plastycznych z dużą przewagą tych drugich. Ale też bywają rysownicy, którzy z kreowaniem historii zupełnie sobie nie radzą, wówczas współpraca ze scenarzystą komiksowym daje impuls do działania. To zresztą często właśnie scenarzysta jest tą osobą, która jest aktywna, zabiega o wydanie dzieła, a rysownik może w tym czasie skupić się na tym, co jest istotą jego pracy – na sztuce. Rola scenarzysty jest przy tym dość niewdzięczna, bowiem ostatecznie komiks w świadomości czytelników pozostaje przede wszystkim dziełem ilustratora.