Współpraca: Gedeon
Publikacja: Relax nr 40 (12.2022)
Raj jest bliżej, niż się wydaje. Recenzja „Anioła” Karola Webera
Do „Anioła” Karola Webera podchodziłam dwukrotnie – najpierw czytałam go w „Relaksie”, a po raz kolejny tuż przed napisaniem recenzji. To nie jest moja ulubiona historia z cyklu „Opowieści z Arki”, ale uczciwie przyznaję, że druga lektura pozwoliła mi dostrzec w niej sporo więcej treści niż pierwsza, co zdecydowanie świadczy na korzyść „Anioła”.
Pierwsze czytanie skierowało moje myśli tam, gdzie prawdopodobnie zakładał autor: w stronę pewnego procesu dojrzewania, a wraz z nim – dostrzegania. W stronę zdawania sobie sprawy z własnego miejsca w świecie, z tego, co ten świat nam daje. I wskazówki, że kiedyś po prostu trzeba przestać szukać szczęścia, bo ono jest tuż obok.
Już to jest wartościowe i zasługuje na uwagę, bo w polskim komiksie nie zawsze można liczyć na głębszą refleksję. W „Aniele” jest dodatkowo gra grafiką, zabawa kadrami, a wszystko to składa się na zborny, autorefleksyjny przekaż głównego bohatera.
Drugie czytanie pozwala mi na więcej spostrzeżeń, dotyczących samej Arki – albowiem w „Aniele” pada jasno, że Arka to swoisty hermetyczny świat. Postaci, które się w niej znalazły, zostały niejako zmuszone do poddaństwa, choć w gruncie rzeczy na ten nowy świat, mimo początkowego zagubienia i późniejszej rutyny, nie narzekają. Wszak jakaś „siła wyższa” zapewnia im wikt i opierunek. I choć przecież na swój sposób ich więzi, ci zaczynają się przywiązywać, ba, darzą nawet szacunkiem i sympatią, bo przecież nie morzy ich głodem, więc musi mieć dobre intencje. Nie znają wprawdzie drogi do wyjścia z Arki, pilnują ich zastępy parawojskowych grup, a sami przestali pytać o zewnętrzny świat, ale jednocześnie czują, że w gruncie rzeczy nie jest źle…
Ten element stał się w moim drugim odczytaniu tak mocno wielowymiarowy, tak wieloznaczny, że trudno zawrzeć każdą z możliwości w krótkiej recenzji. Hermetyczność świata przedstawionego przywodzi na myśl oczywistą konotację z reżimami politycznymi, w których pozbawieni nadziei ludzie stwierdzają, że przecież mają co jeść i pić, więc nie jest tak najgorzej. A że zabrania się myśleć? Trudno…
Można tu także mówić o syndromie sztokholmskim albo jeszcze innym psychologicznym procesie, zwanym syndromem gotowanej żaby. Możliwości jest mnóstwo, a fakt, że otwiera je niedługa komiksowa historia, stawia „Anioła” wysoko w treściowej i znaczeniowej hierarchii.