Współpraca: Gedeon
Publikacja: Relax nr 39 (09.2022 rok)
Idź za królikiem. Recenzja „Szachownicy” Karola Webera
„Szachownica” Webera to kolejna historia cyklu „Opowieści z Arki”. Wygląda na to, że choć każda z tych historii jest w zasadzie osobną opowieścią, cykl splata się w jakąś pełną tajemniczych postaci całość. W jaką? O tym zapewne przekonamy się po publikacji całości.
Zanim przejdziemy do recenzji, w całym cyklu na uwagę zasługuje dobór ilustratora. W „Arce” padł on na Gedeona, czyli Daniela Grzeszkiewicza, który na jakiś czas zniknął z polskiego komiksu. Powrócił jednak w towarzystwie Webera i jest to powrót znakomity, bo jego lekka kreska i nieprzeciętny talent w nadawaniu charakteru ilustrowanym postaciom sprawdza się w „Arce” doskonale. Gedeon tworzy obrazy nieoczywiste, na pograniczu dziecięcych wyobrażeń, fantasmagorii, może nawet urojeń. Zastosowanie mieszanych technik dodaje jego sztuce osobistego rytu, ale przede wszystkim genialnie wprowadza w stworzone przez Webera symboliczne, a może raczej alegoryczne, światy.
Weber bowiem zabiera nas w „Szachownicy” do bliżej nieokreślonego świata przedstawionego. Wszystko dzieje się w wykreowanej przez niego, podziemnej rzeczywistości, w której ludzie (?) stworzyli alternatywne – a może jedyne jeszcze istniejące – uniwersum. Już to jest niepokojąco symboliczne, a jakby tego było mało, dostajemy postaci, przypominające anioła i demona, królika (nieprzypadkowo kojarzonego tu z „Alicją z Krainy Czarów”) oraz – w tym kontekście jakżeby inaczej – lustra.
Kto jednak spodziewa się zręcznej opowiastki, która obudzi trochę emocji, ale po przeczytaniu której szybko o niej zapomni, może być w poważnym błędzie. Podoba mi się, jak Weber buduje w „Szachownicy” swoje alegoryczne światy, podoba mi się to, że główna bohaterka staje przed dramatycznymi wyborami, podoba mi się nieoczywista walka dobra ze złem i związany z nią plot twist. Najbardziej jednak podoba mi się postać królika, który jest absolutnie fantastyczne zilustrowany, dodając całej historii trochę symbolicznego charakteru, a trochę stanowiąc szelmowskie mrugnięcie do czytelnika okiem.
Co mi się zatem nie podoba? Imię bohaterki. Trudno mi z tą Nicolą podróżować przez podziemne światy, choć, Bóg mi świadkiem, nie mam nic personalnego do żadnej Nicoli. To jednak detal, który jest moją bardzo osobistą obserwacją i w żaden sposób nie rzutuje na wartość opowiedzianej historii.
Dodatkowy szacunek dla obu twórców za pięknie przedstawioną scenę seksu, która zostaje po prostu wpleciona w opowieść. Nie czynią z niej kanwy, nie ekscytują się nią niezdrowo, ani nie przepoczwarzają komiksu w żenujący erotyk.
(mak)