Na ile Asterix i Obelix to inspiracja Kajka i Kokosza? Czy można plagiatować samego siebie? Kiedy kończy się inspiracja, a zaczyna kopiowanie?
Z problemem plagiatu borykają się różne dziedziny twórczości, nie ma zatem możliwości, aby i komiks pozostał od niego wolny. Zwłaszcza, że w komiksie spotykają się dwie dziedziny sztuki: literatura i obraz, zatem ryzyko plagiatu wprost proporcjonalnie rośnie.
Czy jednak jest plagiat można nazwać plagą polskiego komiksu? Jesteśmy zdania, że raczej nie, choć trzeba tu pamiętać o dwóch ważnych kwestiach. Po pierwsze, rodzimy komiks to wciąż dość niszowa branża i nieszczególnie popularny środek wyrazu artystycznego. Po drugie, nie wolno mylić plagiatu z inspiracją – fakt, że ktoś wpadł na taki sam pomysł, albo, co więcej, jakiś już istniejący pomysł zainspirował go do stworzenia kreacji, nie świadczy jeszcze o tym, że popełnił plagiat. Inaczej wszystkie motywy literackie czy wzorce bohaterów musielibyśmy uznać za nielegalne. Jak mówi wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 15 września 1995 (IACr 620/95) „nie jest plagiatem dzieło, które powstaje w wyniku zupełnie odrębnego, niezależnego procesu twórczego, nawet jeżeli posiada treść i formę bardzo zbliżoną do innego utworu. Możliwe są sytuacje, w których dwóch twórców, niezależnie od siebie, wykorzystuje w utworze ten sam pomysł i opracowuje go przy użyciu bardzo zbliżonych środków artystycznych, zwłaszcza, jeżeli dzieła dotyczą tego samego tematu albo tematów bardzo zbliżonych”.
Warto sobie uświadomić, że mówienie o plagiacie wiąże się bowiem z dość poważnym oskarżeniem, polega on wszakże na przywłaszczeniu sobie czyjegoś utworu i wydania go pod własnym nazwiskiem. O plagiacie można mówić także w sytuacji, w której występuje dosłowne zapożyczenie z cudzej twórczości przy podawaniu go jako własnego dzieła. Nie ma więc mowy o plagiacie w przypadku, kiedy twórca korzysta z własnych pomysłów czy schematów wielokrotnie, serwując je czytelnikom w różnych kontekstach i oprawie. Taki zarzut (?) zdarza się czasem słyszeć w stosunku do Janusza Christy, który w różnej formule eksploatuje własne idee. Wyjaśnijmy to sobie zatem – nie można plagiatować samego siebie. Powtarzanie własnych schematów jest zresztą naturalne u twórców, w szczególności scenarzystów komiksowych, których prace przez długi czas można było nazwać twórczością ulotną, drukowane były przede wszystkim w gazetach czy magazynach, a wydań książkowych doczekały się dopiero relatywnie niedawno.
A propos Janusza Christy – jego dotyczy jedna z najbardziej roztrząsanych debat o plagiat w polskim komiksie. Słowiańscy wojowie Kajko i Kokosz wykazują bowiem spore podobieństwo do najsłynniejszych Galów pióra Goscinnego i Uderzo, Asteriksa i Obeliksa. Kajko i Kokosz mają się wywodzić o Kajtka i Koko, sam Kajtek zadebiutował natomiast na łamach „Wieczoru Wybrzeża” w kwietniu 1958 roku. Asterix i Obelix dali się poznać światu w 1959 w magazynie „Pilote”. Teoretycznie polscy bohaterowie powstali zatem wcześniej, choć jako para marynarzy. Trudno się oprzeć wrażeniu, że sznyt wojów otrzymali z inspiracji Goscinnego, nie ma jednak mowy o plagiacie. Dwóch, a nawet trzech twórców, kreujących światy w oparciu o parę głównych bohaterów, zbudowaną na zasadzie kontrastów to jeszcze nie plagiat.
Plagiatem i to bezdyskusyjnie, choć opatrzonym bardzo osobniczym tłumaczeniem, jest to, co zadziało się na łamach wydawnictwa Old Baron S.A. z Łodzi. Gwoli ciekawostki, za www.pan-optykon.pl, warto przytoczyć, że, jak to bywało w szalonych latach dziewięćdziesiątych, spółka zajmowała się zarówno sprzedażą masażerów, pralek, zmywarek, turystyką zagraniczną, prowadziła hurtownie spożywcze, komis samochodowy i wydawała komiksy. Jej kariera trwała krótko, ale z przytupem: na pięć wydawnictw jeden to klasyczny plagiat. Komiks „Beniamin Frezus”, pod którym podpisał się Roman Pierzgalski okazał się być pierwszą częścią historii „Królestwo na Wyspie Małp” z serii „Planeta Małp”.