Sam: Człowiek bez twarzySam: Człowiek bez twarzySam: Człowiek bez twarzySam: Człowiek bez twarzy
  • O mnie
    • Prasa
  • Scenarzysta komiksowy
  • Moje publikacje
  • Oferta
  • Komiksy
    • Komiks reklamowy
    • Komiks historyczny
    • Komiks korporacyjny
    • Komiks społeczny
    • Komiks edukacyjny
    • Komiks biograficzny
    • Komiks okolicznościowy
    • Komiks wewnętrzny
    • Komiks instytucjonalny
  • Blog
  • Kontakt
  • Wersja Angielska
✕
AKT 37 - okładka
Pan Lafayette
relax 49 okładka alternatywna
Eddy Castellani
relax 49 okładka główna sam - człowiek bez twarzy s2 sam - człowiek bez twarzy s4 sam - człowiek bez twarzy s5 sam - człowiek bez twarzy s9

Tytuł: Sam: Człowiek bez twarzy

Współpraca: Artur Biernacki

Publikacja: Relax nr 49 (03.2025)

Muszę Ci się do czegoś przyznać, Sam. To przeze mnie tutaj jesteś. Pomyliłem się i się stało. Teraz musimy to odkręcić, zanim Bóg się dowie, bo… - Tak, tak… Wkurwi się i rozpieprzy cały ten świat, zgadza się?

Anioł, który kradnie show

Recenzja „Sama, człowieka bez twarzy”

Zacznę nietypowo, bo od własnej, całkowicie nieobiektywnej opinii. Takiego Webera to ja lubię! „Sam, człowiek bez twarzy” jest jedną z tych historii, które po pierwsze: mają naprawdę pełną zawirowań akcję, po drugie: jest w niej bardzo przyjemna dawka smacznego poczucia humoru, a po trzecie: mamy tu postać na miarę gwiazdy! Dobra robota, Weberze, takie anioły twórz, a nie zapomnimy Ci tego!

Bo rzeczywiście mowa o aniele, który w historii kradnie całą uwagę. Chociaż to nie on jest głównym bohaterem, jest to postać tak barwna, tak plastyczna, a jednocześnie uroczo odklejona, że mimo nie nienachalnej aparycji, jak też mimo nie najwyższych lotów intelektu, jest fantastycznie skonstruowana i zapada w pamięć.

Zanim jednak o aniele, powiedzmy parę słów o Samie, który – swoją drogą – też stanowi postać całkiem barwną. Poznajemy go w latach 50-tych ubiegłego wieku, kiedy to Sam jest właścicielem amerykańskiego pubu, takiego, w którym pracują skąpo odziane dziewczyny. Jest trochę arogancki, nieco opryskliwy, ale najwyraźniej „swoim” dziewczynom daje się lubić, bo są wobec niego lojalne, czasami tak bardzo, że łączy go z nimi znacznie więcej niż praca. Nie to jest jednak w Samie osobliwe, a fakt, że – choć my widzimy go jako zupełnie przeciętnego człowieka – Sam swojej twarzy w lustrze nie widuje. Wszystko przez pomyłkę rzeczonego anioła, który z niewiadomych przyczyn pomylił adresówki duszyczek i tę z teraźniejszości wysłał do ciała naszego Sama z połowy dwudziestego wieku.

Takie plot twisty u Webera bardzo sobie cenię – widać, że jest pomysł, jest zabawa, jest powiew świeżości i niepowielanie przemielonych już tysiące razy w literaturze popularnej schematów. Sam pomysł pomyłki miejsc przeznaczenia dusz jest ciekawy, a wtłoczenie duszy w nieoczywistą postać właściciela pubu daje mnóstwo możliwości. Sam nie daje się lubić od pierwszego wejrzenia, to złośnik i arogant, ale jednocześnie do całej historii pasuje doskonale. Zwłaszcza w nietuzinkowym duecie z aniołem, który, wprowadzony w opowieść, nadaje jej zupełnie innego surrealistycznego smaczku.

Rzecz jasna, nie jest to pierwszy utwór w historii literatury popularnej, w którym aniołki nie są ślicznymi krągłymi dzieciątkami albo majestatycznymi świetlistymi postaciami (patrz: Degórska i jej „Jako w niebie”), ale ten motyw gra tutaj znakomicie. Nieco „niewyjściowa” uroda anioła w połączeniu z jego na swój sposób rozkoszną naiwnością, która ostatecznie powoduje coś w stylu komedii pomyłek, są po prostu dobre. Sprawiają, że historię połyka się z uśmiechem, obdarzając sympatią zarówno opryskliwego Sama, jak i anioła, który – diabli wiedzą (sic!) – czy jest tu w roli wątpliwego anioła stróża. Wygląda bardziej na pracownika niebieskiej korporacji, który ewidentnie zawalił realizację zadania i próbuje teraz wszelkimi sposobami odkręcić tę zawodową pomyłkę. Jego naiwność i łatwowierność to znakomicie pokazana konsekwencja życia w niebiańskiej bańce z tym, co można zastać na tym łez padole.

Nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy z rozbrajającą szczerością proponuje Samowi zabicie go, aby odkręcić własną pomyłkę. Jest trochę jak Osiołek ze „Shreka”, który przykleja się do bohatera opowieści, gada i gada, kompletnie nie budząc zainteresowania interlokutora. Nasz aniołek nie stroni także od piwka, a wieczność, w której przyszło mu żyć, odebrała mu jeden z frontowych zębów.

W samym komiksie dzieje się całkiem sporo, bo mamy i gang harleyowców, i obskubanie anielskich piórek na środku pustyni, mamy gorące „momenty”, a nawet szaloną strzelaninę w barze, w konsekwencji której pojawia się Bloom (poznajemy ją w drugiej części historii „Sam, człowiek bez twarzy„) – w przyszłości zapewne kluczowa postać cyklu pod tym tytułem. Zanim jednak Bloom skradnie uwagę, palmę pierwszeństwa pozostawiamy aniołowi, który jest najbardziej malowniczą postacią tego komiksu. (mak)

KONTAKT

napiszdo@karolweber.com

Komiks na zamówienie - oferta

  • Facebook

Poznaj mnie

O mnie

Prasa

Scenarzysta komiksowy

Moje publikacje

Blog

Informacje prawne

Polityka prywatności

Polityka cookies